Strona główna | Mapa serwisu 
Sezon 98/99
Drużyna > Historia > Sezon 98/99
Pod względem czysto sportowym był to najgorszy sezon dla Jeffersona. Dziewiąte miejsce w dwunastodrużynowej tabeli dla wielu jest równoznaczne z walką o ligowy byt. Pożegnanie z pucharem już po pierwszym meczu też chwały nie przynosi, choć usprawiedliwieniem jest fakt, iż wylosowaliśmy najlepszy zespół SHLP wszechczasów, czyli Gryf. Na rozpoczęcie tego meczu nie zdążyliśmy z Florkiem dojechać z Ostrołęki. Przybyliśmy na miejsce z kilkuminutowym opóźnieniem, ale zamiast spodziewanej odsieczy, zaprezentowaliśmy fatalną wręcz dyspozycję. Mecz nie wyszedł nam do tego stopnia, że byliśmy podejrzewani o zwyczajne pijaństwo. Bywały jednak lepsze dni np. przy niezłej grze z faworyzowanym Koho, minimalną porażkę ewidentnie zawinił Werek, asystując przy golu rywali kilkanaście sekund przed końcem lub z Wektrą, gdzie cała drużyna rozegrała "dobre zawody", a właściwie drugą połówkę. Rewelacyjnie spisywał się Cziken, który popisał się kilkoma błyskotliwymi i niekonwencjonalnymi zagraniami. Muszę wspomnieć też o bramce, którą uważam za najładniejszą w swoim dorobku, strzelonej po asyście Werka i dobrym przyjęciu. Nie może ona, co prawda konkurować z akcją Bastka-Gołoty, który ośmieszył bodajże czterech graczy Jupitera, z bramkarzem włącznie, ale jak na mnie była niezła. Dłuższe rozpisywanie się na temat przebiegu rywalizacji mija się z celem ponieważ dla zainteresowanych dostępne są kasety VHS z zapisem prawie wszystkich meczy.
W tym sezonie bowiem, nasze mecze nagrywaliśmy kamerą. Początkowo zajmował się tym chłopak, którego nasz nowy gracz, Tomasz Złoch (Strzała) w przeszłości potraktował płetwami. Prawdopodobnie to było przyczyną jego rezygnacji. Potem kamerę skołowaną przez Bastka obsługiwał Strusiowny, zaś Michał Suchacz mozolnie skonstruował teledysk zawierający najciekawsze fragmenty spotkań. Duże zaangażowanie w produkcję telewizyjną, oprawę wizualną meczu (zamiana pożyczonych, niebieskich strojów na nowe, czarne) oraz w inne sprawy, o których niżej, oznaczały krok do przodu w dziedzinie organizacji. Dlaczego nie poszedł za tym wynik? Może trzeba było zapłacić frycowe w II lidze, a może po prostu zabrakło umiejętności?
Odstawiając te pytania na bok, chciałbym skupić się na sprawach pozasportowych, a konkretnie na genezie zjawiska tzw. jeffersonadek. O ile w pierwszym sezonie imprezowanie polegało na "ubóstwianiu" kapitana w K7 lub wspólnym wypiciu na czyjejś osiemnastce, o tyle w drugim zaczęło to nie wystarczać. Pojawiło się zapotrzebowanie na organizację baletów pod szyldem Jeffersona. Za datę pierwszej jeffersonady przyjmujemy 18 kwietnia 1998, czyli dzień popijawy w boksach na Pogoni, po ostatnim meczu sezonu 97/98, z Geoidą. Niestety źródła nie podają dokładnej daty najbardziej spektakularnej jeffersonady tamtego okresu, jaka miała miejsce w Stoku. Niewielu zresztą przeżyło konfrontację z wiadrem rtęci, i tylko "okręt mój płynie dalej, gdzieś tam..."